Busem podróże małe i duże

Tak jak napomniałem dwa posty niżej na aktualny rok mamy plany… I to nie byle jakie!

Stwierdziliśmy, że jak nie teraz to kiedy? Zwłaszcza, że na świecie z roku na rok coraz niebezpieczniej. Pokończą się studia, dojdą kolejne obowiązki… można by wymieniać 🙂 To ostatnie lata, gdy szalone pomysły idzie „w miarę” łatwo zrealizować.. Ale do rzeczy…

Planujemy podróż naszym busem po Europie zachodniej w ramach projektu podróżniczego, który nazwaliśmy „Busem podróże małe i duże”!

busem

Całą przygodę będziemy relacjonować poprzez nasz facebookowy fanpage, który przemianowaliśmy na ww. nazwę oraz na instagramie. Jako, że za cel wzięliśmy sobie promocję regionu będziemy także przybliżać wam kulturę naszego regionu tj. gwarę poznańską 🙂 Po podróży planujemy nasze plany opublikować w formie poradników odnośnie zwiedzania europejskich stolic w jeden dzień przy „studenckim” budżecie 🙂

Co dłużej mówić 🙂
Bądźcie z nami!

www.busempodrozemaleiduze.pl
www.facebook.com/busempodrozemaleiduze
www.instagram.com/busempodrozemaleiduze

Nagroda od Poznańskie Klasyki Nocą!

Na zakończeniu sezonu Poznańskich Klasyków Nocą odbywało się głosowanie publiczności na najpiękniejsze auto zakończenia sezonu i ku naszemu zdziwieniu otrzymaliśmy drugie miejsce! 🙂 Osobiście wskazałbym co najmniej kilkadziesiąt piękniejszych samochodów, nie mniej to bardzo miłe wyróżnienie.

Otrzymaliśmy od organizatorów dyplom oraz kubek! Serdecznie dziękujemy! 🙂

2016-01-11-21.50.07

Podsumowanie okresu letnio-jesiennego

Obiecałem sobie, że będę częściej pisać na blogu i nie wyszło, choć to nie znaczy, że nie było o czym. Może nie były to już wydarzenia na które można poświęcić cały wpis dlatego zebrałem wszystko w całość. A co się działo po powrocie z Woodstocku, aż do zimy? 🙂

Wymiana opon

poprzednim poście pisałem o przygodzie z oponą jaka przytrafiła się nam podczas powrotu z Woodstocku. Wiedziałem, że pierwszą rzeczą jaką będę musiał je ogarnąć. Nie możemy przecież jeździć na uszkodzonej oponie przez którą telepało podczas jazdy.
Na szczęście z pomocą wujka udało się założyć używaną parę w bardzo dobrym stanie.
Można jeździć dalej! 🙂

2015-08-12 17.19.42

Wyjazd do Pragi

Niestety nie naszym busem, ale PolskimBus’em. Dlaczego o tym piszę?
Gdyż warto śledzić oferty tanich przewoźników 🙂 Za dzień w Pradze zapłaciliśmy łącznie 82zł, czyli 20.50zł za podróż dla jednej osoby w jedną stronę! Przyjazd w południe, wyjazd o północy… Wystarczy, by pozwiedzać najważniejsze zabytki stolicy Czech, choć i tak niedosyt pozostał 🙂 Następnym razem mamy nadzieję wybierzemy się już naszym busem 😉

IMG_8940a

Solidne mycie!

Pewnego weekendu zadzwonił do mnie kumpel z pracy pytając się czy chce jechać z nim na myjnie, by umyć samochody. Zgodziłem się, mówiąc Karolinie, że pewnie za niecałą godzinę wrócę. Jak bardzo byłem w błędzie dowiedziałem się gdy dojechałem na miejsce umówionego spotkania! Przez 3 godziny bus został spryskany aktywną pianą, wypolerowany pastą polerską oraz potraktowany pełnym zestawem różnych środków. Dużo by wymieniać… Nie spodziewałem się takiego solidnego mycia. Wręcz do dzisiaj kto widzi busa zachwyca się, że jest taki świecący! 😀

Oskar dzięki! 🙂

2015-09-12 15.13.16

Jezioro!

Podsumowując rok nie mam czego żałować 🙂 Ale jeśli mogę ponarzekać to jedynie na to, że mimo wszystko mało wyjeżdżaliśmy na weekendy. Spontaniczne wypady zawsze wychodzą najlepiej i ten się pod tym względem nie wyróżniał. Zabraliśmy koc, piwka, grilla oraz kilka planszówek i wybraliśmy się nad jezioro Kierskie 🙂
W otoczeniu żaglówek korzystaliśmy z uroków słońca i miło spędziliśmy popołudnie. Oby jak najwięcej takich wypadów w przyszłym roku!

2015-09-13 16.25.06Poznańskie klasyki nocą

Wielokrotnie, włącznie z zakończeniem sezonu odwiedzałem (raz z Karoliną, raz ze znajomymi) co tygodniowy poznański zlot miłośników klasycznych/kultowych samochodów, który odbywa się co czwartek pod INEA Stadionem. Wjazd jest darmowy i każdy chętny może wpaść. Co prawda nie wszystkie samochody są wpuszczane na parking dla klasycznych samochodów z wiadomych względów. Niekiedy na miejscu spotykaliśmy  także naszych znajomych z „Kanciatych Pyr”. Na zlocie można podziwiać amerykańskie krążowniki szos, klasyczne Volkswageny, Mustangi, rekiny (BMW), świetnie zadbane Maluchy i niemal że zawsze trafiają się jakieś perełki jak np. pięknie odrestaurowany Ford z lat 20/30. Warto chociaż raz przyjechać. Zwłaszcza na rozpoczęcie lub zakończenie sezonu, kiedy to aut jest najwięcej i na których obu wydarzeniach byliśmy w tym roku 🙂

2015-09-03 21.03.53„Kanciate Pyry”

11 listopada wybraliśmy się na ognisko, by spotkać się z innymi miłośników VW T3 z naszego miasta. Korzystając z pięknej jesiennej pogody mieliśmy okazję spotkać się z naszymi znajomymi i otoczceni busami zjeść obiad na świeżym powietrzu 🙂

Co dalej?

Przed nami pierwsza zima, która póki co niechętnie się nam pokazuje. My się cieszymy 😉 Nie lubimy mrozu, a póki nie ma śniegu i jest w miarę ciepło wyjeżdżam raz na jakiś czas busem.

A plany na przyszły rok?
W busie chcę ogarnąć elektrykę do końca, dołożyć pawlacz, kupić markizę i przede wszystkim wymienić bak oraz w pierwszej kolejności ponaprawiać kilka innych istotnych usterek.
Sam rozpocząłem kurs zawodowy na technika pojazdów samochodowych. Tak dla siebie 🙂 By nauczyć się czegoś, co może mi się przyda podczas użytkowania busa.
Wakacje? Są plany… nawet duże… ale póki co nie zapeszam! 🙂

Zapraszam do rozwinięcia postu, w której więcej zdjęć w tym mała sesja 🙂

» Czytaj więcej

Marzenie spełnione – busem na Woodstocku!

W jednym z pierwszych wpisów pisałem co mnie skłoniło do kupna busa. Był to m.in. zeszłoroczny Woodstock, gdzie widząc busika stwierdziłem „Za rok takim przyjadę!”.

Podsumowując… Udało się!! Ale po kolei 🙂

Łustok? Toż to szatany jakieś!

by Anna Migała Photography

by Anna Migała Photography

Cóż, jeżeli masz tylko takie mniemanie o najpiękniejszym festiwalu świata, bardzo nam z tego powodu przykro. Ale chyba każdy przyzwyczajony jest do marudzenia i wyrabiania sobie opinii o czym nie mamy pojęcia (nie, informacje brane wyłącznie z szeroko pojętych „mediów” nie uznaje za wartościowe), gdyż wszyscy znamy naszą polską mentalność 😉

Przystanek Woodstock to wielki 4 dniowy festiwal muzyczny na którym odnajdzie się zarówno pasjonat mocnych, charakterystycznych brzmień, jak i osoby lubujące się w melodyjnych, spokojniejszych dźwiękach. Od metalu po poezję śpiewaną, czy muzykę klasyczną. Muzycznie każdy znajdzie tam coś dla siebie. Nasi znajomi, którzy nie słuchają na co dzień gitarowych solówek zdążyli się w Woodstocku zakochać 🙂 Mimo tak ogromnej ilości osób jeżdżącej co roku na ten festiwal (ok 750 tyś! podczas dni festiwalowych!) czujemy się tam bezpiecznie, wszystko jest bardzo dobrze zorganizowane i można bawić się wspaniale. Nad bezpieczeństwem czuwa „Pokojowy patrol”, który ma własne zaplecze Medyczne („Medyczny patrol”) z quadami, które transportują poszkodowanych do polowego szpitala. Na Woodstock przyjeżdżają nawet całe rodziny i każdy (nawet najmłodsi) znajdą atrakcje dla siebie. Mnóstwo warsztatów, zawodów, prelekcji, spotkań autorskich, sklepów (nawet polowy Lidl!), kompleksy sanitarne, gastronomiczne… wymieniać można by bardzo długo.

Polowy Lidl

Polowy Lidl

Oczywiście gdy półtorej Poznania (licząc wszystkich! mieszkańców) przyjedzie w jedno miejsce na pewno wśród takiej ilości osób znajdzie się złodziejaszek czy diler. Jak w każdym mieście, gdyż teren Woodstocku zamienia się w jedno ogromne miasto, który ilością mieszkańców ustępuje jedynie (by nie skłamać) Warszawie i Łodzi. Kto nie był nie jest sobie tego w stanie wyobrazić. Fascynujące!

Po więcej informacji na temat samego woodstocku zapraszamy tu:
Pinsiąt twarzy Woodstocku
Oficjalna strona Przystanku Woodstock

Złe dobrego początki!

2015-07-05 17.04.56Niektórzy rok odliczają od 1 stycznia, my od Woodstocku 🙂 Dla mnie był to (dopiero) trzeci wyjazd na festiwal, dla Karoliny już siódmy. Za każdym razem jeździmy coraz wcześniej 😉

Wyjazd zaczęliśmy podróżą do Warszawy na koncert AC/DC. Co prawda nie busem, lecz zwykłą osobówką by zaoszczędzić na czasie. Umówmy się – przejazd autostradą z prędkością 70km/h nie byłoby miłym przeżyciem.
Niestety po drodze trzykrotnie złapała nas straszliwa burza (choć to chyba był huragan). Był moment kiedy autem rzuciło nas na boki podczas jazdy mimo małej prędkośći. Gdyby jakieś samochody były obok nas, wypadek murowany. Momentami widoczność była równa zeru, a jazda na awaryjnych z prędkością 40km/h autostradą była trochę niepokojąca. Na szczęście dojechaliśmy pod Stadion Narodowy pomimo remontów, które zabrały nam kolejną godzinę nim dotarliśmy na miejsce. Koncert też odbywał się w towarzystwie piorunów (Thunderstuck!). Wyjazd na Woodstock mieliśmy zaplanowany koło 3 w nocy, ale po półtorej godzinnym wyjeździe po koncercie harmonogram wyjazdu uległ małej zmianie 😉
Zabraliśmy pierwszego kumpla z Warszawy i gnaliśmy A2 do Poznania po resztę ekipy!

Jedziemy na Woodstock!

Ruszyliśmy o świcie z Poznania w 6 osób załadowani w niezbędne rzeczy do przeżycia tygodnia w Kostrzynie nad Odrą. Busa czekała 170 kilometrowa przeprawa przy dużym obciążeniu. Będąc tak blisko spełnienia marzenia jedyne o czym myślałem to byśmy dojechali na miejsce, a potem „niech się dzieje co chce” mówiłem 😉 Było można wyczuć, że obciążenie robi swoje. Samochód podczas wzniesień zwalniał nawet do 40km/h. Podczas gdy wszyscy pasażerowie spali ja nerwowo spoglądałem na lampkę od alternatora, która jak nigdy wcześniej momentami zaczynała nieregularnie mrygać. Na szczęście dojechaliśmy na miejsce i mogliśmy zacząć szukać miejsca w którym spędzimy kolejny pełen wrażeń tydzień 🙂

Stare fortyfikacje niemieckie

Kostrzyn leży tuż przy Niemieckiej granicy. Na terenie miasta i jego okolic znaleźć można wiele starych poniemieckich fortyfikacji będących częścią Twierdzy Kostrzyn. Jedną z nich jest Fort Sarbinowo zbudowany w latach 1883-1887. Nasz kolega z Warszawy Łukasz podjął się udanej próby przypomnienia sobie w którym to miejscu leżą ruiny fortu.

Ciężko opisać aurę panującą w tych miejscach, ale w nocy na pewno nie zbliżyłbym się do tych ruin. W okolicach są także inne fortyfikacje. W mieście zaraz przy granicy Polsko-Niemieckiej w pełni otwarte dla turystów są pozostałości Twierdzy Kostrzyn, które również zwiedziliśmy.

Życie na festiwalu

Podczas festiwalu spotkaliśmy zarówno starych jak i nowych znajomych, a także wiele szalonych ludzi. Po raz kolejny wyobraźnia Woodstockowiczów przeszła nasze oczekiwania. Nie wyobrażałem sobie człowieka przebranego za Wall-E’go, czy wielkiego Hogwartu 🙂
Codziennie odwiedzaliśmy polowego Lidla, w którym zaopatrywaliśmy się zupki, konserwy, świeże bułki czy słodycze, niektórzy wybierali się na dłuższy spacer do Tesco oddalonego kilka km dalej lub do samego miasta.

Bus odgrywał oczywiście niemałą rolę w naszej wiosce. Był źródłem wrzącej wody do zupek i innych instantów którymi się wszyscy zajadaliśmy, punktem informacyjnym z listą wszystkich koncertów i wydarzeń na festiwalu po oczywiście miejscem odpoczynku dla nas. Po raz pierwszy zdecydowaliśmy się spać w namiocie na dachu 🙂 Pomimo początkowych obaw, że ktoś nam może go uszkodzić spędziliśmy w nim wszystkie noce. Niestety mimo przełomu Lipca-Sierpnia pogoda nam nie dopisała. Wiał straszny wiatr. Namiot ogrodowy ku naszemu zdziwieniu przetrwał wszystkie kaprysy pogody, ale nadawał się wyłącznie do wyrzucenia. Podczas jednej nocki temperatura w nocy wynosiła tylko 6 stopni!

Koło dużej sceny Allegro postawiło diabelski młyn, który stał się celem jednej z naszych wycieczek. Kolejka była bardzo długa (jak wszędzie), a ceną wstępu było przejechanie 2 km na rowerku do ćwiczeń 🙂 Widok jaki rozpościerał się z góry był wart oczekiwania!

Busy na festiwalu

Busiki idealnie wpasowują się w klimat Woodstocku, nie jest może ich dużo, ale każdy wzbudza jakieś emocje. Jeden z najciekawszych wieczorami otaczał się tłumem rozbawionych ludzi, a to za sprawą głośników wzdłuż całego dachu.

11817171_493635674134308_5354289643861076791_n

Niestety w busie pękł im pasek klinowy i kolejne imprezy stanęły pod znakiem zapytania, a informował o tym napis wzdłuż całego samochodu o zbiórce na nowy pasek. Jako, że wożę trochę rzeczy „na zaś” miałem kilka swoich starych pasków klinowych. I tu kłania się magia woodstoku, gdyż będąc na ich miejscu ostatnim o czym bym pomyślał, to że ktoś przyjdzie z paskiem który pasuje 😀
Ciesze się, że tak jak wszyscy nam pomagają mi przy samochodzie, mogliśmy tym razem postawić się po drugiej stronie i pomóc innemu busiarzowi w potrzebie 🙂

Spotkaliśmy także znajomych z poprzednich zlotów na których byliśmy 🙂 Niektórzy nawet postanowili się z nami rozbić co bardzo nas ucieszyło 😀

Nie ma wyjazdu bez… awarii?

Niestety wszystko co dobre szybko się kończy, tak samo jest i z Woodstockiem. Tym razem wyjechaliśmy w komplecie, czyli w 7 osób. Wyobraźcie sobie jak musi wyglądać wyjazd kiedy kiladziesiąt (a może set) ludzi próbuje wyjechać na raz… A no tak 😉 W korku samochód pchaliśmy, by w upale auto nam się nie przegrzało, gdy udało się nam w końcu wyjachać kilkanaście kilometrów za Kostrzynem wyprzedające samochody zaczęły nam sygnalizować, że dzieje się coś niedobrego. Okazało się, że powietrze nam zeszło z opony!
Nie taki diabeł straszny, w końcu już nie raz zeszło powietrze nam z koła.
Przed wyjadzem przygotowałem się na taką ewentualność i zakupiłem hydrauliczny lewarek, klucz do kół oraz mały kompresorek. Jedyne czego brakowało to… prądu, gdyż do tej pory nie mamy zrobionego gniazdka na 12V. Stojąc na poboczu próbowaliśmy zatrzymać jakiś samochód, który poratowałby nas prądem. Zatrzymał się kamper na niemieckich blachach, a jako że jechał z nami Mateusz, który zna język niemiecki udało nam się dogadać i pomogli nam dopompować koło 🙂

Szczęściem w nieszczęsciu była stacja benzynowa oddalona 100m od miejsca naszej małej awarii. Podjechaliśmy tam, by dopompować koło do końca kompresorem. Lecz na miejscu powietrze z koła zeszło do końca. Trzeba było przygotować się do wymiany koła. I tu zaczęły się schody. Zapasówka wyglądała jakby przeżyła więcej niż pozostałe koła razem wzięte, a lewarek który kupiłem nie był w stanie podnieść samochodu na wymaganą wysokość. Trzeba było kombinować. Wsadzając cegłówki udało się podważyć samochód tak by wymienić koło. Na szczęście z zapasówki nie uchodziło powietrze, choć miała wybrzuszenie i jadąc samochód podskakiwał. Najważniejsze w tym momencie było, by bezpiecznie dojechać do Poznania.

I się udało 🙂 Jak i cały wyjazd!
Marzenie wyjazdu busem na Woodstock się spełniło! 😀
Bus mimo swoich małych kaprysów spisuje się idealnie i oby tak jak najdłużej!

Może w tym roku jeszcze uda się nam zaliczyć jakiś większy wyjazd, ale ten najważniejszy dla nas już się odbył 🙂

Na koniec jeszcze zdjęcie satelitarne całego festiwalu. Robi wrażenie!!!

http://www.mggpaero.com/WOODSTOCK/

Wszystkie zdjęcia z Woodstocku w galerii w rozwinięciu! » Czytaj więcej

Po co nad morze jak mamy Skorzęcin?

Jak co roku wybraliśmy się nad Wielkopolską Ibizę 🙂 Czyli do Skorzęcina.
Miejscowość oddaloną od Poznania ok. 70km i 25km od Gniezna. Był to w sumie powrót do okolic Przybrodzina, gdyż jeziora są niemalże obok siebie.

Cały wyjazd był dla nas sprawdzianem jak bus sobie da radę przy pełnym obładowaniu podczas wyjazdu na Woodstock, który był już za tydzień!

Przygotowania

Przed wyjazdem udało się wykonać kilka drobnych modyfikacji 😉
Przede wszystkim udało się w końcu wymienić głośniki na coś lepszego, wybór padł na HERTZ DCX 165.3. Dokupiłem maty wygłuszające i w dwa wieczory (bo zawsze za późno się za to zabierałem) udało się zamontować sprzęt 🙂

Drugim elementem, którego od początku brakowało były firanki. Teraz gdy mieliśmy jechać na otwarte pole namiotowe, a zwłaszcza takie, gdzie do wczesnych godzin porannych trwają imprezy ta odrobina prywatności zapewniona przez firany jest nieoceniona. Z pomocą przyszła mama, która uszyła komplet firanek 🙂 Patrol zrobił mi także lekcję lutowania w efekcie czego dorobiliśmy się zewnętrznego oświetlenia LED zasilanego dodatkowym akumulatorem.
Byliśmy gotowi do kolejnej podróży!

Skorzęcin

Skorzęcin jest po prostu jedną wielką imprezownią, za niewielką kwotę wynajmujemy sobie miejsce na polu namiotowym w którym mamy dostęp do prądu, toalet (ale polecamy płatne) i nieprzespanych noce. Tak, gdyż imprezy trwają tam całą noc i to nie tylko na polu. Na terenie Skorzęcina, który jest zamkniętym z zewnątrz miastem mamy do dyspozycji duży deptak, plac, wielką plażę, pełno restauracji, barów, a nawet molo! Atrakcji jest więcej niż w niejednej nadmorskiej miejscowości. Dlatego zawsze powtarzam, że jeżeli ktoś chce jechać nad morze bliżej ma do Skorzęcina i będzie o wiele bardziej zadowolony! 🙂 (chyba, że ceni ciszę i spokój). Dla mnie co roku stał się obowiązkową pozycją na lato jak Woodstock 🙂

Wybraliśmy się w 7 osób i zapełnionym bagażnikiem, udało się także zabrać Patrola, który jechał ze mną kupić busa. Po rozpoczęciu podróży z auta zaczęła wydobywać się muzyka, woń piwka i przede wszystkim dobrej zabawy. I o to mi chodziło! 🙂
Z racji, iż przybyliśmy trochę późno na miejsce mieliśmy problem ze znalezieniem miejsca, lecz po kilkudzisięciu minutach i przeniesieniu jednego namiotu udało nam się usytuować w dogodnym miejscu. Wieczorem udaliśmy się na mały spacer, rozpaliliśmy grilla i sobie biesiadowaliśmy.

Następnego dnia wybraliśmy się na plażę oraz do pizzerii „Margarita”, którą odwiedzamy co roku i zawsze wychodząc stwierdzamy, że nigdy wcześniej nie jedliśmy lepszej pizzy! Polecamy!

Z atrakcji do wyboru są także narty czy rowerki wodne, my skorzystaliśmy z tych drugich 🙂 Przepływając do najbliższego brzegu.

Na miejscu okazało się także, że z jednej opony zeszło nam powietrze! Jedną z niewielu rzeczy, które brakuje nam w busie to wtyczka na 12V. Kompresor wozimy ze sobą, lecz trzeba było poszukać osoby chętnej nam pomóc. Na szczęście taka osoba się znalazła, a także okazało się, że po napompowaniu powietrze nie schodzi 🙂 Uff…

Dramatyczny powrót

Wracać do Poznania mieliśmy nieco później niż zakładaliśmy, lecz widząc na horyzoncie czarne chmury stwierdziliśmy, że już pora wracać. Była to bardzo dobra decyzja.
W Poznaniu wydano ostrzeżenie przed nawałnicami, a to co nas spotkało zaledwie kilka km od Skorzęcina przeszło nasze oczekiwania. W moment spadł taki deszcz, że dosłownie przez przednią szybę nic nie było widać! Jakby ktoś lał wodę pod największym ciśnieniem. Wycieraczki nie dawały rady z taką ilością wody. Jak najszybciej zjechałem na najbliższy parking, mimo że utworzył się korek. Bałem się, że spadną na nas gałęzie. Na zdjęciu niżej widać za boczną szybą przechylony znak. Jeszcze kilka minut wcześniej stał prosto!

Na szczęście udało nam się dojechać szczęśliwie do domu. Busik nas nie zawiódł i można było przygotowywać się do największej wyprawy i najbardziej przez nas wyczekiwanej. Woodstock już za tydzień! 😀

Galeria z wyjazdu w rozwinięciu!

» Czytaj więcej

Zlot w Przybrodzinie

Bogatsi w doświadczenia z poprzedniego zlotu wiedzieliśmy jak przygotować się na kolejny 😉 Np. by nie brać małych rybackich taborecików, które się po chwili zarywają 😉
Przy pomocy ojca Karoliny udało się wymienić rozrząd i zlikwidować luzy w skrzyni biegów, które nam przysporzyły kłopotów przy ostatnim wyjeździe, a mój wujek ogarnął trochę elektykę dzięki czemu wzbogaciliśmy się o grające radio (choć chyba głośnik z komórki miał lepszy dźwięk niż ten z głośników jakie mieliśmy :D) i działającą lampkę wewnątrz.

Wybraliśmy się na zlot w okolice Gniezna, a dokładniej Przybrodzina. W planach mieliśmy się wybrać razem z pozostałymi Kanciatymi Pyrami w małym konwoju, ale zanim się zebraliśmy robiło się późno i wyjechaliśmy sami, choć na miejscu okazało się, że wjechaliśmy chwile po reszcie 😉

Gdyby pogoda dopisała, wszyscy pewnie spędzali by popołudnie na plaży która była zaraz obok, niestety słońce nie rozpieszczało, ale pomimo tego nie było miejsca na nudę!
Organizatorzy powitali nas paczką z naklejkami zlotowymi, magnesem w kształcie busika, koszulką oraz innymi drobiazgami 😉 Na terenie zlotu można kupić było części do garbusów, portfele z oczywistymi wzorami, koszulki w klimacie, a także oficjalne stoisko Volkswagena czy punkt do robienia koszulek z własnymi napisami. Oczywiście organizowane były konkursy w których braliśmy czynnie udział! 🙂 Karolina wystartowała w przeciąganiu Garbusa na czas, a ja busa. „Bieg z piwem” odpuścić i dać szansę innym 😛 Oprócz tego był bieg na szczudłach, konkurs na zbudowanie garbusa z kartonów oraz loteria. Odbyła się także spontaniczna charytatywna licytacja. Wieczorem rozbrzmiały ze sceny rockowe covery i choć wieczór spędziliśmy w naszej „wiosce” przy dźwiękach gitar które mieliśmy u siebie, na cover zespołu Stone Temple Pilots musiałem pobiec 😉

IMG_6928

Tym razem na paradę, która jechała do Witkowa nie wybraliśmy się, a obejrzeliśmy całość z małego tarasu oglądając wszystkie samochody które się na nią wybierały.

W drogę powrotną wybraliśmy się już w 4 samochody. W 3 busy i jednego garbusa. Przez całą drogę jednak wyraźnie odstawałem. Rekord prędkość i tak pobiliśmy – 85km/h – myślałem, ze odlecimy! 😀 Niemałą radość sprawiło mi też pierwsze wyprzedzanie. Pewnie szybko kolejnego nie będzie 😉
Na szczęście tym razem obyło się bez nieprzyjemnych niespodzianek w drodze powrotnej.

2015-06-21 16.18.29

Galeria ze zlotu w rozwinięciu! » Czytaj więcej

Pierwszy wyjazd, zlot i… awaria!

Nie mogliśmy się doczekać kiedy to będziemy mogli wybrać się w pierwszą podróż busem, aż nastała majówka, która była okazją do ponownego spotkania się z poznanymi busiarzami, wypoczynku oraz posłuchania dobrej muzyki, gdyż wybraliśmy się na zlot w Radzyniu, który odbywa się jednocześnie z festiwalem bluesowym „Las, woda blues”.

IMG_6223Z racji starego samochodu (a także braku możliwości podładowania telefonu) zdecydowałem pojechać bez nawigacji 😉 Spisałem na kartce punkty i jechaliśmy bocznymi drogami i pomimo chwilowych dezorientacji szybko okazywało się, że jedziemy w dobrym kierunku.
Po drodze raz tylko zatrzymaliśmy się, by sprawdzić czy faktycznie nie zbłądziliśmy, w tym samym momencie przed nami zatrzymało się BMW (a zatrzymaliśmy się na zadupiu). Wysiada z niego czterech karków, zapalają papierosa i patrzą się na nas… Zwątpiliśmy i nie wiedziałem czy lepiej ruszyć czy się zatrzymać. Na szczęście po chwili wsiedli i odjechali 😉

Przy wjeździe na teren zlotu wypełnilem kartę rejestracyjną, otrzymaliśmy siatkę prezentów i mogliśmy wjechać poszukać „Kanciatych Pyr” 😉 Szybko znaleźliśmy znajomych poznanych na karnawale, gdy jeszcze nie mieliśmy swojego busa. Przywitaliśmy się, rozpakowaliśmy i nastąpiło oglądanie busa 🙂 Inni oglądali naszego, a my pozostałych osób. Co jest piękne w tych samochodach, ze nie ma dwóch identycznych! Każdy właściciel ma swoje patenty oraz swoje udogodnienia, które można podpatrzeć i wykorzystać u siebie 🙂

Zlot zdominowany był przez Garbusy, gdyż to im głównie im poświęcony był zlot, ale także innym modelom Volkswagena opartym na podwoziu Garbusa. Oglądać mogliśmy właśnie Kanciaki (T3), Ogórki (T2), a nawet trafił się jeden Bulik (T1). Uroku dodawał także Żuk, stary Polonez czy stare wozy kampingowe.
Pogoda niestety nas nie rozpieszczała i długi rękaw był niezbędny, mimo iż w południe słońce potrafiło przygrzać. Ja się znieczuliłem chmielowym nektarem, lecz Karolina pierwszej nocy w busie (który jest bardzo wygodny! :)) nie będzie wyjątkowo wspominać 😛

Podczas zlotu było wiele atrakcji zarówno dla dorosłych jak i najmłodszych. Przy wjeździe dostępny był mały sklepick z gadżetami w którym nabyliśmy małego bulika, którego postawiliśmy za przednią szybą, można było wziąć udział w loterii oraz konkursach. Natomiast dla najmłodszych odbywały się zabawy oraz malowanie garbusa 🙂
Zdecydowałem się na udział w konkursie wkręcania Świec i pomimo, iż robiłem to po raz pierwszy nie byłem najgorszy 🙂 Później wspólnie wystartowaliśmy jeszcze w innym.

Jedną z atrakcji zlotu była samochodowa parada do Sławy. Przez chwile myśleliśmy, by wybrać się naszym busem, lecz burdel jaki mieliśmy wewnątrz szybko nas odwiódł od tego pomysłu. Postanowiliśmy, że poszukamy kogoś kto ma dwa puste miejsca w samochodzie. Tym sposobem poznaliśmy Kingę i Jędrzeja, którzy akurat mieli dwa wolne miejsca z tyłu swojego Garbusa. Problem był tylko z wyjechaniem z terenu zlotu! Garbus miał tak niskie zawieszenie, że chwile po tym jak poczułem pod nogami jak ziemia szura o podwozie wysiedliśmy byśmy, by auto mogło przejechać przez wyboistą drogę do asfaltu.
Na miejscu mieszkańcy i turyści mogli podziwiać samochody, które przyjechały i mogliśmy zebrać się do powrotu. Później okazało się, że jechaliśmy najpiękniejszym garbem zlotu 😉

W trakcie paradyMiłym zaskoczeniem była loteria wspomnianej wcześniej loterii. Trwała ona długo, tak dużo upominków było do rozdania to mimo, iż nie wszyscy coś wygrali nikt nie odszedł z pustymi rękoma! Wielka okejka dla organizatorów 🙂

A jeżeli chodzi o koncerty.. Super sprawa! Blues dla niektórych wydawać się już „nie na czasie”, a prawdę mówiąc jest o wiele ciekawszy niż typowe „2 zwrotki, solo, refren” 🙂

No i nastąpił czas pożegnania się z naszą wioską. I na tym kończy się ta dobra część wyjazdy 😛 Chciałem spróbować pojechać tą samą drogą co przyjechaliśmy na pamięć, lecz po drodze stwierdziłem, że pojadę głównymi drogami przez Wolsztyn. Gdy dojechaliśmy na miejsce zauważyłem, że przed krzyżówką ze zjazdem do Poznania jak się okazało minąłem znak i nie byłem pewny jak jechać. Przed nami akurat stał inny busik na poznańskich blachach. Ustawiłem się za nim z przekonaniem, że też jedzie do Poznania. Ruszyliśmy i zorientowałem się, że źle skręciłem, więc postanowiłem zawrócić przy pierwszej okazji. Bus przed nami najwidoczniej miał ten sam problem co my bo wybrał dosłownie to samo miejsce co my do nawrócenia. Wymieniliśmy się uśmiechami mijając się, on pojechał, a ja zacząłem manewr, który musiałem wykonać „na dwa” i w połowie, gdy chciałem spróbować zrzucić wsteczny okazało się, że skrzynia biegów się zablokowała! Pomyślałem, że zaraz sobie z tym poradzę, gdyż zdarzyło się już kilka razy, że miałem ten sam problem. Lecz stałem w poprzek drogi ją blokując już z dwie minuty, a ja nie mogłem nadal ruszyć!
Po chwili patrzę, a bus za którym jechałem się cofnął. Tym sposobem poznaliśmy Bartka, który zajrzał pod samochód, ręcznie zrzucił bieg co pozwoliło nam przepchać samochód dalej. W tym momencie Karolina pozbyła się sznyrowadła w glanie, które posłużyło dalej jako podwiązanie drążka od skrzyni! Kolejne 15 minut spędziliśmy na rozmowie, odwdzięczyliśmy się browarami i ruszyliśmy dalej w stronę Poznania w nadziei, że bezpiecznie dojedziemy dalej. Nic bardziej mylnego…

Wjechaliśmy na stację benzynową. Tankuje, tankuję… Czekam, aż bak będzie pełen. Odkładam pistolet od dystrybutora i chcę iść zapłacić, a tu się okazuje, że… pływam w ropie! Pierwsze tankowanie do pełna przy kupnie busa było bezproblemowe, a tu bak puścił! Przez chwile kręciłem się w około zastanawiając się co zrobić, lecz mogłem tylko patrzeć i czekać, aż przestanie kapać. Lecz ropa nadal lała się ciurkiem. Ostatecznie z 10 litrów opuściło busa zalewając część stacji. Samochód przepchaliśmy na bok i obdzwoniłem znajomych z naszej wioski co dalej. Uspokoili mnie, że to puścił bak i mam dalej jechać do domu i całej ropy nie straciłem (choć myślałem, że tak).

Awaria na stacjiWsiedliśmy do samochodu i przekręcam kluczyk i słyszę w tym momencie tylko „klik„. Wszystkie kontrolki przestały się palić, auto przestało reagować na kluczyk…
Akumulator pomyślałem, więc zaczęło się szukanie kogoś kto pomoże. Oczywiście nie zabrałem kabli rozruchowych, więc Karolina kupiła kable, a ja znalazłem życzliwą osobę, która użyczyła by trochę prądu. Podłączyliśmy kable i bus odpaliło bez najmniejszego problemu! Kamień z serca! Mogliśmy wrócić do domu! 😀

Pomimo, iż ropa lała się jeszcze po drodze przez jakiś czas za nami, powoli dojechaliśmy bezpiecznie do domu 🙂

Powoli… jak się okazało po miesiącu nie tak bardzo. W dzień dziecka od rodziców dostałem w kopercie… mandat! Mój pierwszy w życiu. Przekroczenie prędkości o 12km/h. No cóż.. Szkoda, że zdjęcia nie wysłali – była by pamiątka zwięczająca pierwszy wyjazd busem pełen wrażeń i wspomnień 🙂

Mam nadzieję, że nie zanudziłem 😀

Galeria ze zlotu w rozwinięciu!

» Czytaj więcej

Pierwsze koty za płoty

Kiedy już do mnie dotarło, że wymarzony busik już stoi pod domem trzeba było zacząć myśleć o pierwszych naprawach. Początkowo musiałem go parkować przy murku, gdyż jeden zamek w ogóle nie działał. Kilka dni po zakupie odwiedziłem kumpla, którego mógłbym nazwać ojcem chrzestnym skoro znalazł tego busa 🙂 Po dojechaniu okazało się, że złapałem kapcia 😛 Kiedy wróciliśmy z kontrolnej przejażdżki na miejscu zastała nas plama w miejscu gdzie stał Volkswagen. Okazał się to być płyn od wspomagania. Na szczęście nie dość, że bus został obejrzany ze wszystkich stron to i doświadczył małej pierwszej naprawy (w tym zamka) 🙂 (Dzięki Tomek!)

11033140_10202605111248521_215700922_o2Podczas wyjazdu na działkę zabraliśmy się za pierwsze mycie busa z zewnątrz oraz ogarnięcie środka 😉 Przy pomocy ukochanej oraz rodzinki udało się ogarnąć auto tak by się prezentowało. Co prawda środek i tak był brudny więc w ramach prezentu urodzinowego rodzice zasponsorowali mycie środka auta w myjni 🙂

 

Auto zostawiłem na 2 dni na poznańskich Ratajach na myjni, lecz przy odbiorze samochodu już zostałem oblany kubłem zimnej wody. Co prawda wewnątrz dywaniki oraz tapicerka zostały ładnie wyczyszczone to informacja o urwanej bocznej klamce już powodów do radości nie dawała. Była ona co prawda wątpliwej wytrzymałości od początku ale fakt wcześniejszej wymiany odkładałem ze względu na cenę i bardzo słabą dostępność.
Przęłknąłem temat i szykowałem się do wyjazdu, po czym okazało się, że spieprzyli mi także hamulec ręczny… Obsługa walczyła potem 3 godziny by mi go naprawić, spuścili mi z ceny usługi lecz niesmak pozostał.
Karolina po powrocie szybko znalazła mi sklep internetowy gdzie mieli akurat jedną taką klamkę jak ta wyrwana, więc prędko zamówiliśmy i szybko mogliśmy naprawić szkodę 🙂

Później wymiana oleju, filtrów i paska z pomocą sąsiada na działkach i można było wybrać się na rozpoczęcie sezonu „Poznańskich klasyków nocą„, czyli cotygodniowych zlotów klasycznych/kultowych samochodów odbywających się pod INEA Stadionem. Na miejscu spotkaliśmy kilka znajomych twarzy m.in. innego właściciela busa poznanego na zabawie karnawałowej o której pisaliśmy niżej oraz kumpla z podstawówki, który jak się okazało jeździ starym Mercedesem 🙂

Poznańskie klasyki nocą

Na zakończenie tylko mały rodzinny akcent 😉
Czyli początkowe „po co Ci będzie taki samochód?” i „o to może mi coś przewieziesz” 😀

#autoogrodnika

2015-04-25 12.00.39

 

 

Kupno busa!

Do trzech razy sztuka!

W ofercie którą podesłał mi Tomek na sprzedaż był busik niemalże identyczny jak jego. Było to pierwsze ogłoszenie które widziałem w przeciągu kilku dobrych tygodni z Westfalią (turystyczna wersja). Najpierw wujek, któremu samochody nie są obce zadzwonił i wypytał właściciela o szczegóły. Okazało się, że oferta jest atrakcyjna, umówił się z właścicielem, że przyjadę lecz wujek nie będzie mógł tego dnia ze mną pojechać. Jako, że samochód był przed Gdańskiem należałoby wyjechać z Poznania po południu, by zdążyć przed zmrokiem. Po obdzwonieniu niemalże wszystkich znajomych, którzy albo pracowali albo z innych powodów nie mogli mi pomóc, ostatnią deską ratunku był ponownie Patrol, który tym razem musiał się wyrwać przeze mnie dwie godziny przed zakończeniem swojej pracy, choć głupio było mi go o to ponownie prosić.

W międzyczasie chciałem potwierdzić mój przyjazd z właścicielem, lecz ten pomimo tłumaczenia, że to ja mam przyjechać zamiast wujka (który mówił mu że ja przyjadę) nie skojarzył wątków i powiedział, że ktoś inny będzie tego dnia oglądać samochód z Poznania i owszem mogę przyjechać również, ale w ciemno, gdyż on nie obiecuje, że samochód będzie jeszcze stał.
Mimo to zdecydowałem, że przyjadę…

W drodze pod pracę Patrola stanąłem na stacji by zatankować samochód przed podróżą na pomorze. W ten czas zadzwonił do mnie wujek z pytaniem czy już jadę, bo dzwonił do niego właściciel czy już wyjechałem. Uff – pomyślałem, jednak faktycznie czeka on na mnie, a nie to ktoś inny chce mnie uprzedzić :). Ostatecznie po 4 godzinach mimo chwilowego błądzenia na miejscu dojechaliśmy na miejsce.

Pierwsze spotkanie

Czerwony bus schowany był na podwórku dużego jednorodzinnego domu z jeziorem w tle, przywitał nas starszy mężczyzna, który zdecydował się na sprzedaż samochodu ze względu na swój wiek. Busik natomiast pomimo brudu i lekkiego bałaganu wewnątrz na swój wiek nie wyglądał. Blacha niemalże bez rdzy, silnik pięknie chodzi, już po chwili wiedziałem, że nie przyjechaliśmy na darmo!

Nim się całkiem ściemniło, gdy to właściciel opowiadał historię samochodu, jak to z kampera przerobiony został na auto przewożące roboli nim trafił do niego, nieudaną próbę kradzieży i dalej próby przywrócenia mu świetności wybrałem się na jazdę próbną.
Po raz pierwszy siedziałem w takim samochodze, nie potafiąc dobrze ustawić sobie foteli ruszyłem powoli wrzucając jedynkę, potem dwójkę próbując poczuć ducha tego auta. Już sam brak automatycznego wyłączania kierunkowskazów sprawił, iż się lekko uśmiechnąłem w duchu 🙂

216280429_7_1000x700_kamper-volkswagen-vanagan-_rev002

Później zostało tylko załatwienie formalności i mogliśmy szykować się do powrotu do Poznania. Dostaliśmy pożegnalnego kopniaka w oponę od już byłego właściciela busa, który był wyraźnie przygnębiony z faktu sprzedaży swojego samochodu. Już wtedy pomyślałem, że gdy będzie okazja wrócę do niego udowodnić mu, ze samochód trafił w dobre ręce.

Niczym w horrorze

Całą drogę wracaliśmy w nocy, a na domiar złego w tą właśnie noc przez Polskę przechodził jakiś huragan i wiatr był tak silny, że w wielu miejscach jak dowiedzieliśmy się później wyrywało wręcz drzewa.

Kilka kilometrów od miejsca zakupu samochodu zatrzymaliśmy się, by ustalić drogę powrotną i miejsce na przerwę. Zgasiłem samochód i po krótkiej naradzie mieliśmy szykować się do dalszej podróży po czym… bus nie chciał odpalić! W tym momencie przypomniały mi się wszystkie przestrogi odnośnie kupna starego samochodu. Próbowaliśmy przez 10 minut dodzwonić się do właściciela od którego chwile wcześniej wyjechaliśmy, lecz ten przestał odbierać telefon. „W balona nas zrobił!” – pomyśleliśmy. Zdecydowaliśmy, że Patrol wróci do niego, by ten nam pomógł, lecz po dojechaniu na miejsce właściciel nie reagował ani na domofon, ani na dalsze telefony… Po powolnym pogodzeniu się z faktem, iż pierwszą noc w busie będę musiał spędzić już tak szybko, postanowiłem jeszcze raz odpalić busa. Tym razem się udało! Właściciel tłumaczył nam jak go odpalać, lecz musieliśmy źle go zrozumieć, na szczęście mogliśmy ruszyć dalej.

kupno1

Wjechaliśmy na stacje benzynową, gdzie zalałem T3 do pełna. Przy kasie z 5 minut szukałem karty, którą jak sie okazało zostawiłem w samochodzie, ale kolejne nerwy oczywiście w cenie. Patrol miał jechać cały czas przede mną, więc wyjechał na trasę, a ja w tym czasie odpaliłem i ruszyłem by jechać za nim. Ruszam powoli i zaczynam przyśpieszać by rozkulać auto drogą wyjazdową ze stacji na trasę. W tym momencie czuje luz w pedale gazu jakby pękła linka, auto wskakuje na pełne obroty i nie mogę zahamować! Na szczęście nie spanikowałem i wyjąłem kluczyk ze stacyjki co uratowało mnie przed wjechaniem w pole… Patrol wrócił, otwieramy pokrywę silnika i słyszymy tylko jak coś metalowego spada na ziemię. Już w tym momencie pomyślałem, że nie dojedziemy. Na szczęście i tu sprawa była błaha, bo starczyło wczepić mały plastik, który trzymał linkę gazu i moglismy pojechać dalej. Szybka modlitwa do Św. Krzysztofa byśmy bezpiecznie dojechali chyba uspokoiła pasmo przykrych niespodzianek (prócz zamkniętego McDonalda 24h po drodze) i powoli w ulewie oraz hulającej wichurze, którą słyszałem idealnie przez nieszczelne uszczelki (plus brak radia) dojechaliśmy do Poznania. Wspominałem, że jechałem w całkowitej ciemności? Reflektory zewnętrzne co prawda świeciły (nawet za dobrze, cała droga z lampką od wstecznego), ale w środku miałem egipskie ciemności.

kupno2

Po godzinie 3 nad ranem dotarliśmy do Poznania, auto zaparkowałem przy ścianie, tak by nikt nie dostał się do auta przez drzwi bez zamka i szybko uciekłem spać. Nie dość, że było strasznie zimno to miałem tylko kilka godzin snu i rano do pracy.

Mogłem niedowierzając zasnąć 🙂 Mamy busa!

Poszukiwanie busa cz. 2.

Kanciate Pyry

Niedługo po pierwszych oględzinach samochodu wybraliśmy się na karnawałową imprezę poznańskich miłośników VW T3 „Kanciate Pyry” na które otrzymaliśmy zaproszenie. Prawdę mówiąc nie wiedzieliśmy czego się spodziewać i czy nie zostaniemy odebrani jako osoby które się „wprosiły”, gdyż przecież nie mieliśmy jeszcze swojego busa. Okazało się, że są to świetni ludzie, przy których nie czuliśmy się ani chwili obco, mimo iż zaniżaliśmy średnią wieku! Mieliśmy okazję porozmawiać z osobami, które posiadają te samochody i dowiedzieć się więcej na ich temat oraz posłuchać rad przy decydowaniu się na zakup. Zakładam, że mogłem zostać odebrany jako osoba, która się „napaliła”, straci zainteresowanie i po tygodniu, ew. miesiącu odpuści pomysł kupna samochodu, bądź jako osobę która nie wie w co się pcha i stary samochód mnie przerośnie. Osobiście miałem nadzieję, że jeżeli już druga opcja będzie bardziej trafna, aczkolwiek bez samochodu nie winiłbym nikogo za trzymanie dystansu do nas 😉 Nawet jeśli tak było, nie odczułem tego 🙂 Obiecaliśmy natomiast, że przy następnym spotkaniu będziemy mieli się już czym pochwalić.

Podejście drugie

Pamiętam jak na początku całej tej przygody rozmawiałem z kumplem i mówiłem mu, że na marzec myslę, że już powinienem mieć busika. I gdy nastał wspomniany miesiąc  oraz miałem już uzbieraną kwotę na samochód zacząłem intensywnie przeglądać oferty, które nie były zbyt atrakcyjne. Chciałem kupić auto w Niemczech, lecz ostatecznie ilość zachodu by sprowadzić auto zza zachodniej granicy sprawiła, iż wróciłem na nasze polskie podwórko.

Znalazłem ofertę auta, które było puste w środku, lecz z wymienioną skrzynią i silnikiem 1.9D, który każdy potwierdzał, iż jest najlepszy. Zadzwoniłem do właściciela i wstępnie się dogadałem, iż następnego dnia przyjeżdżam go oglądać. Ugadałem się z moim przyjacielem Patrolem, by pojechał ze mną by w razie czego wrócić na dwa samochody. Niestety następnego dnia kiedy już mieliśmy wyjeżdżać okazało się, że oferta jest już nieaktualna.
Przynajmniej Patrol wyrwał się godzinę wcześniej z pracy przeze mnie…

Miesiąc się kończył, aż napisał do mnie Tomek podsyłając ciekawą ofertę…

 

« Starsze wpisy